Msza Święta - miesięcznik biblijno-liturgiczny

« powrót do numeru


ks. abp Kazimierz Nycz, ks. Jan Hadalski SChr
Po owocach poznacie ich...

Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 06, czerwiec 2010

O kapłaństwie na zakończenie Roku Kapłańskiego z Księdzem Arcybiskupem Kazimierzem Nyczem, Metropolitą warszawskim, rozmawia ks. Jan Hadalski SChr.

Czy Rok Kapłański w ogóle był potrzebny?
Od kilku lat Papież Benedykt XVI kolejny rok poświęca konkretnym tematom, które stają się jakby szczegółowym programem duszpasterskim dla całego Kościoła. Tak było z Rokiem św. Pawła, tak jest i teraz z Rokiem Kapłańskim. Okazją do podejmowania tych tematów są szczególne rocznice. W przypadku św. Pawła była to rocznica jego urodzin. Podobnie jest z Rokiem Kapłańskim, tą okazją jest rocznica urodzin św. Jana Marii Vianney’a. Ale z pewnością nie chodzi o to, aby zajmować się wyłącznie kapłaństwem w tym jednym roku, aby odłożyć wszystkie inne ważne tematy. Kościół ma bowiem swój niezmienny program duszpasterski, jak przypomniał nam Sługa Boży Jan Paweł II w liście apostolskim Novo millennio ineunte. Tym programem jest rytm życia roku liturgicznego. Zatem w tych jednorocznych programach duszpasterskich chodzi o położenie pewnego wyraźnego akcentu. Sądzę, że takie lata i tematy w nich wyakcentowane są potrzebne. Z pewnością w Roku św. Pawła w Kościele poprzez kazania, katechezę, poprzez publikacje wiernym została przybliżona osoba i misja Apostoła Narodów. Tak samo w Roku Kapłańskim wiernym w Polsce i na świecie poprzez różne, podejmowane w tym czasie działania i inicjatywy zostało przybliżone kapłaństwo. Pewnym dopełnieniem Roku Kapłańskiego w Polsce na samym początku maja była ogólnopolska pielgrzymka kapłanów na Jasną Górę, pierwsza po 40-letniej przerwie.

Warto było do niej wracać?
Tak, bo warto ukazywać kapłańskie szeregi od różnych stron, zwłaszcza dzisiaj, kiedy powszechnie mówi się o kapłanach i kapłaństwie raczej w kontekście pewnych niedoskonałości, przypadków negatywnych i uogólnia się te opinie na wszystkich księży. W takich sytuacjach Kościół ma prawo i obowiązek pokazywać to, co tak mało pokazuje się w mediach – tą systematyczną, codzienną, cichą, nienagłaśnianą pracę księży w parafiach, zwłaszcza tych wiejskich, położonych daleko od miasta, gdzie żadna telewizyjna kamera nigdy nie dotrze, a nawet kuria czy biskup nie bardzo widzi, co dobrego proboszcz tam robi.

Zatem możliwe, że jednym z owoców Roku Kapłańskiego będzie przybliżenie kapłaństwa i kapłanów do wiernych, zwłaszcza tych tak zwanych „letnich”, tych zachowujących duży dystans do Kościoła, często przez negatywne obrazy, które media dzisiaj bardzo mocno lansują?
To trudne pytanie, na które nie da się odpowiedzieć jednym słowem. Czy takie wzajemne zbliżenie się dokonuje i dokona, zależy od dwóch czynników, od dwóch stron. To czy ksiądz stanie się bliższy wiernym świeckim w znaczeniu duszpasterskim, apostolskim, zwłaszcza tym, którym droga do Kościoła się jakoś oddaliła, zależy od samego księdza, zależy od tego, na ile jest on nastawiony ewangelicznie i na ile wychodzi do ludzi, szuka ich, jak pasterz szuka zagubionej owcy. Z drugiej strony zależy to także od samych wiernych. Łaska Boża, łaska wiary przychodzi do nich na wiele sposobów. Sam Pan Bóg ich szuka i często z daleka doprowadza w sensie przenośnym do drzwi Kościoła. Roztropna posługa kapłana ma im ułatwić wejście do wewnątrz. Zakładamy, że dalej Pan Bóg sobie już z nimi poradzi. Jeżeli człowiek wejdzie w obręb sacrum, zostanie nawiązana więź między nim a Bogiem. A to jest przecież istotą chrześcijaństwa.

Papież Benedykt XVI w liście na Rok Kapłański nakreślił pewne założenia, jak uświęcenie, wewnętrzna odnowa, odkrycie własnej tożsamości kapłańskiej, zaangażowanie i świadectwo ewangeliczne kapłanów. Udało się je zrealizować?
Myślę, że w każdej diecezji przywiązuje się wielką wagę do permanentnej formacji księży, zwłaszcza tej duszpasterskiej, duchowej, intelektualnej. Jeśli kapłan uczestniczył w stałej formacji na poziomie dekanatu czy swojej diecezji, uczestniczył w spotkaniach, które szczególnie były nastawione na odkrywanie kapłańskiej tożsamości, tej teologicznej, a potem tej psychologicznej, społecznej, to z pewnością ją na nowo odkrył, pogłębił. Dzieje się tak, że gdy chcemy mówić o tożsamości kapłana, szybko przechodzimy na płaszczyznę tego psychologicznego czy socjologicznego opisu. Natomiast tożsamość kapłańska definiuje się przede wszystkim przez stronę teologiczną, czyli tego, kim kapłan jest z racji Wieczernika, z racji sprawowanych sakramentów, z racji Eucharystii, z racji głoszenia słowa Bożego i z racji udziału w kapłaństwie Tego, który jest Jedynym Kapłanem – Jezusa Chrystusa. Sądzę, że w tej dziedzinie działo się sporo. Choćby wspomniana wcześniej ogólnopolska majowa pielgrzymka kapłanów na Jasną Górę właśnie temu tematowi była poświęcona.

Jakich więc owoców możemy się spodziewać po tym Roku, patrząc na wszystko, co się w Kościele działo?
Moim pragnieniem jest, aby owocem Roku Kapłańskiego było podwójne odkrycie. Przede wszystkim żeby kapłani zechcieli odkryć i docenić swoich świeckich współpracowników, tak aby nie byli dla nich tylko pasterzami, którzy we wszystkim ich wyręczają. Ale także, żeby wierni świeccy inaczej popatrzyli na swoich kapłanów czy to w parafii, czy w diecezji. To na pewno będzie jeden z ważniejszych owoców Roku Kapłańskiego. Chodzi też o to, aby księża odkryli w sobie potrzebę duszpasterstwa ewangelizacyjnego, a nie tylko samego duszpasterstwa w ogólności, ponieważ takie już dzisiaj nie wystarczy. Otóż to tak zwane „zwykłe duszpasterstwo” kierowane jest do ludzi wierzących, przychodzących do kościoła. Jednak takie duszpasterstwo ogólne nie wypełni zadania, jakim jest przyprowadzenie do Kościoła wszystkich, którzy są poza nim. Dla tych potrzebna jest ewangelizacja, czasami nawet preewangelizacja. A bywa, że na początku trzeba prowadzić z nimi dialog tylko na płaszczyźnie czysto kulturowej, ludzkiej, a dopiero później można postawić jakieś pytania egzystencjalne, w taki sposób, aby sami zainteresowani zaczęli szukać na nie odpowiedzi, także w wierze, w religii, a to jest długi proces.

W Rok Kapłański wpisuje się beatyfikacja księdza Jerzego Popiełuszki...
Myślę, że w przenośnym znaczeniu ta beatyfikacja jest również owocem Roku Kapłańskiego. To będzie mocny, zamykający ten Rok akcent, który przybliży nam istotę kapłańskiej posługi. Zostanie nam ukazana osoba prostego, nawet chorowitego księdza, który w taki wyjątkowy sposób potrafił gromadzić ludzi wokół siebie. Godne podziwu jest to, że przychodzili do niego i robotnicy, i inteligenci, aktorzy i ludzie kultury, mimo że nie należał przecież do wielkich intelektualistów. Właśnie ta umiejętność skupiania wokół siebie przeróżnych środowisk, różnych ludzi pokazuje, w czym naprawdę leży moc Chrystusowego kapłaństwa. Sam Pan Jezus uświadomił to św. Piotrowi i pozostałym Apostołom po nieudanym połowie. Powiedział, wręcz nakazał: „Wypłyń na głębię…” (Łk 5,4), na co Piotr odpowiedział: „na Twoje słowo zarzucę sieci” (Łk 5,5). Na Twoje słowo… A zatem Tym, który wskazuje miejsca, gdzie trzeba siać i zarzucać sieci, Tym, który daje dobry połów, jest sam Pan Jezus. Im wcześniej kapłan to odkryje, tym lepiej zrozumie istotę swojej posługi. Młodemu księdzu często wydaje się, że wszystko zależy od niego. Dopiero później zauważa, że jest tylko tym nie zawsze doskonałym siewcą. Prawdziwy wzrost ziarnom daje łaska Boża, która działa w sakramentach świętych poprzez posługę kapłana.

A jaki ten Rok Kapłański był dla Księdza Arcybiskupa – kapłana, duszpasterza? Co nowego wniósł w rozumienie i przeżywanie własnego kapłaństwa?

Jako kapłan i duszpasterz bardziej starałem się na bieżąco śledzić literaturę, materiały, które w tym czasie Roku Kapłańskiego się ukazywały. Także specjalne dni, które w szczególny sposób w diecezji bywają przeznaczone na spotkania z księżmi, choćby z racji świąt czy pielgrzymki kapłańskiej, osobiście mobilizowały mnie, aby zastanowić się nie tylko nad kapłaństwem w ogóle i kapłaństwem innych, ale przede wszystkim nad własnym, bo aby mówić o kapłaństwie, trzeba zacząć od swojego kapłaństwa…
Osobiście dla mnie bardzo ważne było też to wszystko, co działo się w związku z przygotowaniem beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki. Najpierw ogłoszenie dekretu o męczeństwie w grudniu ubiegłego roku, potem ustalenie terminów i szczegółów. Przygotowywaliśmy różne materiały, między innymi list diecezjalny i ogólnopolski. To wszystko działo się również w nurcie Roku Kapłańskiego.
Jednocześnie wiele miejsca w pracy duszpasterskiej w archidiecezji zajmowała mi troska o powołania kapłańskie, także o te nowe powołania do kapłaństwa.

Nie da się ukryć, że Rok Kapłański, choć pokazał wiele pięknych kapłańskich postaw, był jednak w Kościele rokiem trudnym, był rokiem ataków na Kościół, na papieża, na biskupów i księży, wyciągania na światło dzienne różnych skandali. Z pewnością są to momenty bolesne i jakoś wpłyną na owoce Roku Kapłańskiego?
Ataki na Kościół, na księży były zawsze. Może obecnie narzędzia tych ataków są mocniejsze, bo media są wszechobecne, często pełniąc rolę pierwszej władzy. Owszem, potrafią wyzwalać w społeczeństwie wielkie pokłady dobra. Ale jednocześnie potrafią działać w przeciwnym kierunku. Myślę, że ataki na Kościół w ogóle, a Kościół katolicki w szczególności, zwłaszcza w Europie, choć w Ameryce też ich nie brakuje, mają swoje źródło w fakcie, że Kościół pozostał w świecie ostatnim miejscem, w którym trwa walka z wszelkim relatywizmem, zwłaszcza moralnym. Niewygodne jest dla współczesnego świata, który doskonale opanował sztukę powielania grzechu pierworodnego – będziecie jak bogowie i wy będziecie stanowić, co jest dobre, a co jest złe – że Kościół głosi niezmienną naukę w takich kwestiach, jak życie, jak Dziesięcioro Przykazań w ogóle, jak „nie zabijaj”, „nie kradnij”. To stanowisko Kościoła jest niewygodne dla wielu środowisk, które chciałyby „związków małżeńskich” osób tej samej płci uznanych przez państwo, jest w poprzek tym, którzy chcieliby eutanazji, aborcji, którzy chcieliby zgody na wszystkie inne manipulacje godnością człowieka i tak dalej.
Sądzę, że to podrywanie autorytetu Kościoła było, jest i będzie miało miejsce. Jedyną odpowiedzią na nie jest jasne tłumaczenie, ale w taki sposób, aby nie generalizować złych ocen na całe duchowieństwo. Najlepszą odpowiedzią na ataki jest czytelne świadectwo samych księży. Bo oprócz oddziaływania mediów ludzie patrzą na Kościół poprzez pryzmat swojej parafii, swoich księży. Kiedyś podczas spotkania z młodzieżą z klas maturalnych zauważyłem, że młodzi mówią o Kościele poprzez pryzmat spotkanego księdza, swojego katechety czy swojego proboszcza w parafii. Nawet jeżeli ten proboszcz nie jest jakimś wielkim odkrywcą, ale jest dobrym człowiekiem, którego szanują, lubią, to o Kościele mówią dobrze.

Właśnie pod adresem księdza najczęściej wierni kierują oczekiwanie: żeby był ludzki…
To widać dopiero w momentach, gdy się księdza przenosi do innej parafii, to widać, kiedy umiera. Wtedy da się słyszeć, co wierni o nim mówią. Zawsze podkreślają przede wszystkim to, że był dobrym człowiekiem, że ich rozumiał, że potrafił pomagać, ale zbytnio nie folgował – właśnie w ten sposób zdobywa się ludzkie serca.

Zatem, jaki powinien być współczesny kapłan? Oczekiwania, zwłaszcza te lansowane przez media, są dziś wysokie. Obserwujemy idealizowanie kapłaństwa. Jak temu ma sprostać ten zwykły ksiądz, zwyczajny człowiek, który odkrył swoje powołanie, skończył seminarium, został wyświęcony i idzie na parafię?

Pewnie trzeba zacząć od tego, że „jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził”! Widać to zwłaszcza w podmiejskich parafiach. Dawniej mieszkali tu i żyli ludzie niezmiennie przez całe lata. Teraz buduje się tam często luksusowe domy, przybywa tam inteligencja, ludzie z miasta. I bywa, że słyszy się diametralnie różne oceny na przykład kazań. Ci miejscowi twierdzą, że ksiądz dobrze je mówi, a ci nowi przybysze twierdzą, że spodziewali się jakiegoś większego intelektualnego wyrafinowania. Mamy więc klasyczny przykład, że przy tym samym proboszczu funkcjonują diametralnie różne oceny. Jako biskup, dobrze znając wielu z nich, mogę powiedzieć, że są dobrymi księżmi, a jednak nie wszystkim wiernym odpowiadają.
Na miano dobrego kapłana z pewnością zasługuje ten ksiądz, który czyta i to, co przeczyta, sam przemyśli, przemodli i potrafi te swoje refleksje samodzielnie przekazać innym. Odnoszę wrażenie, że coraz głośniejsze jest wołanie wiernych, którzy nie lubią kazań czytanych z kartki, które nie są ich własnym przemyśleniem, choć są one też przecież przygotowane, bo ktoś poświęcił dla nich swój czas, zdolności. Ludzie natychmiast wyczuwają jakiś dysonans, bo za usłyszanym tekstem nie stoi sam mówca, ten konkretny kapłan. Żeby być wiarygodnym, treść kazania musi stać się słowem-świadectwem. Bywa jeszcze trudniej, gdy chodzi o katechezę w szkole. Tu wymagania są jeszcze większe, oczekiwania jeszcze trudniejsze do spełnienia. Na tym miejscu musi stanąć człowiek, który ma dobry kontakt z młodzieżą, lubi młodzież. A młodzież powinna czuć, że jest lubiana, mimo swoich słabości, pomimo że czasami dokucza. Kapłan – katecheta to jednocześnie ktoś, kto potrafi być duchowym przewodnikiem.
Co do liturgii, sprawowania sakramentów świętych, Eucharystii, chodzi o coś znacznie więcej niż tylko dbałość o piękno. Kapłan ma być celebransem, który nie tylko odprawia dla ludzi, ale każda Msza Święta jest najpierw jego Eucharystią, jego ofiarą. Wierni widzą, jak on ją głęboko przeżywa, wtedy i oni również uczestniczą w niej inaczej, z większym zaangażowaniem.
Kapłan powinien być kierownikiem duchowym w konfesjonale i w tak zwanym kierownictwie duchowym. To są te ważne sprawy, o których w archikatedrze warszawskiej przypomniał nam papież Benedykt XVI podczas swojej pielgrzymki do Polski. Podkreślił wtedy, że wierni oczekują od kapłanów, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się, aby ksiądz był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego. Natomiast wszystko inne jest dodane. Ludzie zrozumieją, jeżeli kapłan nie jest wybitnym organizatorem w sprawach gospodarczych, ale zrozumieją wtedy, jeżeli potrafi do tego celu zaangażować ludzi świeckich, fachowców, jeśli potrafi z nimi współpracować.

Co powie Ksiądz Arcybiskup swoim nowo wyświęconym neoprezbiterom w Roku Kapłańskim? 
Każdego roku próbuję powiedzieć im o dwóch rzeczach. Jedna sprawa – żeby nie traktowali święceń jako mety, lecz jako początek, start w kapłańskie posługiwanie. Proszę ich, aby się stale rozwijali, byli kapłanami dojrzewającymi, dążącymi do głębi i pełni kapłaństwa. Do głębi i pełni pojmowania i przeżywania swojego kapłaństwa. Życzę im również, aby nigdy nie znudzili się kapłaństwem, aby nie stali się „wyrobnikami”, ale żeby ciągle byli świeżymi, zapalonymi, gorliwymi, świadomymi tego, Kogo uobecniają poprzez swoje kapłaństwo.

Obecnie palącym problemem w Kościele są powołania. Nawet w Polsce zaczyna to być widoczne. Co może dziś zafascynować młodych ludzi w kapłaństwie, aby zechcieli pójść drogą takiego powołania?
Często zdarza się, że do seminarium wstępują ludzie bardziej dojrzali, bardziej świadomi swego wyboru, którzy ukończyli już wcześniej studia na innym kierunku. Kiedy się z nimi rozmawia, nie trudno zauważyć, że na ich decyzję mają wpływ zazwyczaj dwie rzeczy. Po pierwsze – podczas studiów dostrzegli u siebie, a także u innych pewną pustkę, dostrzegli trudną przestrzeń, która może stać się polem działalności duszpasterskiej, kapłańskiej. Wypełniwszy tę przestrzeń Panem Bogiem, sami zapragnęli pomagać innym ludziom w drodze do Niego. Drugim impulsem, poza działaniem samej łaski, do podjęcia takiej właśnie decyzji jest konkretny, czy są konkretni księża, którzy pokazali im drogę poprzez świadectwo własnego kapłańskiego życia. Rzeczywiście w każdej diecezji znajdą się tacy księża, przy których, gdziekolwiek się pojawią czy to jako wikarzy, czy na dłużej jako proboszczowie, prędzej czy później pojawiają się, kiełkują powołania kapłańskie czy zakonne. Czyli pięknie przeżywane kapłaństwo jest najlepszym świadectwem i motywacją do wyboru kapłańskiej drogi przez innych…

Wróćmy jeszcze na chwilę do beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki. Jest ona mocnym akcentem kończącego się Roku Kapłańskiego, który ukazuje nam postać wyjątkowego kapłana. Czy można go postawić jako wzór posługi dla dzisiejszych duszpasterzy i w jakich wymiarach?
Nie chciałbym, żeby księdza Jerzego uczyniono patronem czy orędownikiem tylko dla samych kapłanów. Myślę, że na jego drodze do świętości, do męczeństwa jest wiele wątków, które odpowiadają także ludziom świeckim.
Jeśli chodzi o jego kapłaństwo, na pierwszym miejscu postawiłbym – a przeżyłem to osobiście, kiedy razem koncelebrowaliśmy Mszę Świętą, co było jedynym moim bezpośrednim spotkaniem z księdzem Jerzym – przeżywanie przez niego i piękno sprawowania Eucharystii. Bardzo wielu właśnie tę cechę podkreśla. Z tym u księdza Jerzego wiąże się też druga cecha – proste, ewangeliczne, niepolityczne, choć mocne, bo w obronie ważnych wartości, głoszenie homilii i kazań. Wbrew wszystkim, którzy księdzu Jerzemu zarzucali uprawianie polityki na ambonie, trzeba wyraźnie powiedzieć, że podstawą tych kazań były teksty Ewangelii, choćby te o konieczności zwyciężania zła dobrem. Ich inspiracją były też teksty z nauczania Jana Pawła II, z papieskich pielgrzymek do Ojczyzny czy encykliki społeczne. Było to proste przepowiadanie, autentyczne, wypływające z wnętrza kapłańskiego serca, ale pochodzące od Boga. I wreszcie trzecia cecha jego osobowości – ta wyjątkowa zdolność, którą można określić brataniem się z innymi ludźmi. To nie było bratanie się przechodzące w kumplostwo, ale takie zminimalizowanie niepotrzebnego dystansu, że inni czuli, iż on jest z nimi, jest dla nich, że ich kocha, że jest z nimi chrześcijaninem, ale jednocześnie jest dla nich kapłanem, autorytetem. Takie cechy duszpasterzowania współcześnie warto naśladować. 

Bardzo dziękuję Księdzu Arcybiskupowi za to spojrzenie na Rok Kapłański, który, choć dobiega końca, będzie trwał nadal w naszej refleksji i w naszych sercach. Bóg zapłać!


Ks. Arcybiskup Kazimierz Nycz urodził się 1 lutego 1950 r. w Starej Wsi koło Oświęcimia. Święcenia kapłańskie otrzymał 20 maja 1973 r. W 1988 r. papież Jan Paweł II mianował go biskupem pomocniczym metropolity krakowskiego. Od 1999 r. pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Wychowania Katolickiego Episkopatu Polski. W 2004 r. przez papieża Jana Pawła II został mianowany biskupem diecezjalnym koszalińsko-kołobrzeskim. Od grudnia 2004 r. jest członkiem Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski. W 2007 r. ustanowiony arcybiskupem metropolitą warszawskim oraz ordynariuszem wiernych Kościoła katolickiego obrządku ormiańskiego w Polsce.

Uwaga! To jest tylko jeden artykuł z miesięcznika "Msza Święta". Pozostałe przeczytasz w numerze dostępnym w Wydawnictwie Hlondianum:

« powrót do numeru